dziennik spraw około-rowerowychblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl button 2015 stats bikestats.pl button 2014 stats bikestats.pl button 2013 stats bikestats.pl button 2012 stats bikestats.pl button 2011 stats bikestats.pl button 2010 stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy adas172002.bikestats.pl

linki

wokół Łeby

Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano:23.06.2013
Km:102.60Km teren:0.00 Czas:06:37km/h:15.51
Pr. maks.:34.75Temperatura:28.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:666mRower:
Na ostatni dzień zostawiłem sobie zaplanowaną jeszcze przed wyjazdem wycieczkę do latarni w Czołpinie i na górę Rowokół (115 m n.p.m.), najwyższy szczyt w okolicy. Nie chciałem się męczyć pchając rower po piaskach, więc wybrałem trasę po znakowanych szlakach, częściowo po międzynarodowym szlaku rowerowym R10. Liczyłem na w miarę bezbolesny przejazd, ale się sromotnie przeliczyłem. Ale po kolei.

Wyjazd z Łeby bardzo przyjemny, droga wiedzie wzdłuż szuwarów jeziora Łebsko, w oddali widać wydmy. Gdyby tylko droga nie była taka dziurawa, a miejscami zamieniająca się w piaskownicę. Docieram do pierwszej wsi: Żarnowska, we wsi wybudowane niedawno za unijne pieniądze chodniki i równiutka asfaltowa ulica, a po bokach stare chaty przeplatające się z turystycznymi pokojami, Żarnowska to chyba dobre miejsce na agroturystykę lub łowienie rybek.

Na wyjeździe ze wsi trochę błądzę, ale szybko odnajduję właściwą drogę, znowu dziurawą niczym Meteorytowa i suchą jak pieprz. Szybko docieram do granicy lasu i wjeżdżam na teren Słowińskiego Parku Narodowego. W lesie jeszcze więcej piachu, mijam się z kilkoma sakwiarzami, większość to Niemcy w podeszłym wieku, chyba liczyli na lepszą jakość infrastruktury drogowej na urlopie w Polsce :-) W miejscach gdzie kopny piach uniemożliwia jazdę natychmiast dopadają mnie chmary muszek, komarów i innego latającego cholerstwa.

W końcu wyjeżdżam z lasu, dotarłem do wsi Gać. Za wsią mostek na rzece Łeba i długa prosta, równa szutrowa droga do skrzyżowania na którym skręcam w lewo aby wkrótce osiągnąć Izbicę. Z Izbicy droga prowadzi po (znowu) piaskowym podjeźdze, szybko jednak zmienia się w wyłożony betonowymi płytami trakt do Lisiej Góry. W samej Lisiej Górze naliczyłem chyba dwa domy i jakiś mega wypasiony, wielki (po obu stronach drogi), wygrodzony i wspaniale utrzymany prywatny teren. Za domami skrzyżowanie z traktem z południa (na mapie widzę że prowadzi do Zgierza, będę tam przejeżdżać w drodze powrotnej). Za skrzyżowaniem trakt tnie na wprost, po obu stronach pastwiska a na nich stada krówek. Fajnie tam mają. Ale im dalej tym bardziej bujna roślinność po obu stronach, w końcu szlak kończy się i znowu widzę tablice informujące o wjeździe do Parku.

Droga szybko dosłownie znika i zastępuje ją taka ścieżka po moczarach (dobrze że jest sucho):


To jest szlak żółty by adas172002


Zdjęcie z drugiej strony by adas172002

Ten szlak z pewnością nie jest przejezdny dla rowerów z sakwami, ja na szczęście mam górala i daję radę. Docieram do końca lasu, gdzie czeka mnie przejście po kolejnym podeście, w stanie podobnym do poprzedniego. Za nim szlak skręca i zaczyna się mała rzeźnia – chyba jeszcze nigdzie tak mnie owady nie pokąsały jak w tym miejscu. Klnę w żywy kamień, odganiam się i napieram do przodu. Tylko że z tym odganianiem to tak naprawdę ciężko, bo trzeba mocno trzymać kierę i uważać, żeby nie zjechać do pobliskiego rowu melioracyjnego (czy co to tam jest). W końcu wyjeżdżam do cywilizacji, jest mały parking a na nim nawet samotne auto. Tylko że nie sposób się zatrzymać, bo muchy atakują dalej. Ruszam więc dalej, droga która początkowo była wyłożona betonowymi płytami znowu zmienia się w jakiś rozjeżdżony szlak, dosłownie co 5 metrów przecięty dołkiem z wyschniętym (albo i nie) błockiem. Z naprzeciwka jedzie para niemieckich emerytów na trekingach, szczerze im współczuję jeśli wybiorą szlak z którego właśnie przyjechałem. Z powodu much nie zatrzymuję się na zdjęcia, chcę jak najszybciej wyjechać i zostawić je z tyłu. Udaje mi się to w Klukach, mogę się w końcu zatrzymać na odpoczynek. Wybieram sklepik, kupuję loda i cieszę się z chwili wytchnienia.

W Klukach znajduje się Muzeum Wsi Słowińskiej, ja jednak nie zatrzymuję się na zwiedzanie, oglądam tylko z siodełka stare chaty i budynki. Więcej można zobaczyć wirtualnie. Asfalt z Kluk prowadzi przez las (po prawej mijam stary cmentarz) do wsi Łokciowe, gdzie wybieram skrót wzdłuż kanału odwaniającego w stronę Czołpina. Odnajduję drogę do latarnii i wspinam się na górę – latarnia jest wybudowana na szczycie 50 metrowej wydmy. Ze szczytu widok niczym w górach – słupy elektryczne przypominają trochę kolej linową.


Na horyzoncie widać Rowokół by adas172002


Latarnia morska w Czołpinie by adas172002

Droga z Czołpina do Smołdzina to lokalny asfalt, ja jednak zaczynam już odczuwać trudy wycieczki, dlatego w Smołdzienie robię sobie drugi postój na drugiego loda i fantę. Posilony atakuję górę Rowokół, góra wygrywa – podjazd (od strony stacji benzynowej) jest zbyt piaszczysty aby go pokonać na kołach, a końcówka wejścia to drewniane schody (na szczęście z rampami dla pojazdów kołowych). Na szczycie jest wieża widokowa, ja jednak rezygnuję z zwiedzania – nie chcę zostawić roweru bez dozoru, a powietrze dziś nie jest przejrzyste.


Wieża widokowa na górze Rowokół by adas172002

Z góry wybieram zjazd z drugiej strony, ale omijam skręt w stronę Smołdzina i gubię się. Mały postój na obranie kierunku i napieram dalej, wybieram leśne ścieżki w stronę południową i ostatecznie wyjeżdżam z lasu w okolicach Gardny Wielkiej. Byłem tu w 2011, wiem gdzie zatrzymać się na trzeci popas (lodzik i dla odmiany sprite ;-) Trzeba zaplanować jakiś szybki powrót do Łeby, bo wycieczka którą planowałem na 3-4 godziny strasznie się wydłużyła. Decyduję się jak najwięcej pokonać asfaltami i trzymać się z daleka od szlaków wokół jeziora Łebsko.

Jako pierwszy punkt mojej drogi powrotnej wskazałem wieś Żelazo, do której docieram zgodnie z założeniami - asfaltem, po drodze jeszcze raz mijając Smołdzino. Kolejny punkt to dotarcie do DK213, ale z Żelaza musiałbym za dużo nadłożyć drogi, wybieram więc skrót przez las w kierunku wsi Równo. No i oczywiście znowu trafiam na piaskownicę, co ciekawe ten odcinek jest oznaczony jako szlak rowerowy. Jeez… W Równie wspinam się na jeden z niewielu dziś podjazdów (po bruku) i na zjeździe nawet wpadam kołem w błoto (pierwsze, nie licząc mokradeł w Klukach). Odcinek z Równa do Równienka jest bardzo malowniczy, ja jednak jestem już zbyt zmęczony i nie chce mi się focić. Dodatkowo skończyła mi się butelka z spritem i rozglądam się za sklepem, a tu mijam kolejne wsie i nic. W końcu w Cieminie znajduję otwarty sklepik, robię większe zakupy „płynne” i wciągam kolejnego loda.

W Rzuskim Lesie mijam jakiś dom ustrojony na wesele, w kolejnych wsiach na drodze ludzie czekają na przejazd młodych z tradycyjnymi „bramami”. Ja mogę jechać za darmochę :-) W końcu docieram do DK213 i z większą prędkością jadę w stronę Wicka, aby skręcić w stronę Łeby. Przed Wickiem czeka mnie jeszcze podjazd, wydaje mi się że już ostatni. Ale nie, jeszcze jedne będzie za Charbrowem, w którym odbywa się jakiś lokalny festyn. Po drodze robię sobie kilka postojów, zmęczenie nie pozwala na jazdę non-stop większych odcinków. W końcu docieram do ronda na wjeździe do Łeby, na liczniku jest 100 i pół km.

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iecne
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Nie mam rowerów...

szukaj

archiwum