Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 599.22 km (w terenie 86.06 km; 14.36%) |
Czas w ruchu: | 28:49 |
Średnia prędkość: | 20.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.70 km/h |
Suma podjazdów: | 1755 m |
Maks. tętno maksymalne: | 166 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (94 %) |
Suma kalorii: | 25676 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 46.09 km i 2h 24m |
Więcej statystyk |
po osiedlu
Poniedziałek, 7 maja 2012 | dodano:07.05.2012
Km: | 7.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:22 | km/h: | 19.47 |
Pr. maks.: | 36.79 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Do automatu z biletami ZKM i z powrotem, do apteki w auchan.
takie tam
Sobota, 5 maja 2012 | dodano:05.05.2012
Km: | 116.46 | Km teren: | 16.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 20.86 |
Pr. maks.: | 40.21 | Temperatura: | 26.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 6462kcal | Podjazdy: | 105m | Rower: |
Miałem w planie dojechać z Gniezna do Koźmina, aby nazajutrz zabrać rodzinę do domu. Z pomocą kolegi z BS zaplanowałem trasę — dzięki Bobiko. Rano wsiadłem w PKP (nomen omen w wagonie spotkałem dwójkę z rwm.org.pl, jadącą w stronę Tczewa). Po 5 godzinach jazdy znalazłem się w Gnieźnie i ruszyłem w stronę pierwszego punktu: dworu w Czerniejewie.
Prognoza dot. wiatru niestety się sprawdziła – wiało z zachodu. Przez cały dzień w momencie gdy droga skręcała w SSW ten wiatr mi dokuczał. Droga jak przystało na Wlkp: płasko, pola, płasko, pola, płasko… Gdyby nie wiatr można byłoby popracować nad średnią. Szybko dojeżdżam do Czerniejewa, krótki postój na foto i zrzucenie bluzy z pleców.
Pałac Lipskich w Czerniejewie by adas172002, on Flickr
Trzeba przyznać że tablice informacyjne mają tam na wypasie. A to tylko 1 z trzech jakie tam stały.
Tablica informacyjna by adas172002, on Flickr
Przez Wrześnię docieram do Miłosławia. Przed Miłosławiem na niebie obserwuję ciemną chmurę, zatrzymuję się więc na więcej niż potrzeba na zrobienie zdjęć przez kościołem.
Dzwonnica kościoła w Miłosławiu by adas172002, on Flickr
Chmura w końcu przechodzi bokiem, a ja ruszam dalej. Nie spodziewałem się że na trasie będę mieć odcinek terenowy. Teoretycznie jest to fragment szlaku rowerowego, biegnącego prostą jak od linijki przecinką przez las. Początkowo droga jest dobra, można szybko jechać, jednak stopniowo przechodzi w kopny piach, co skutecznie mnie spowalnia. Gdybym jechał rowerem na semi-slickach pewnie nie obeszłoby się bez prowadzenia roweru. W końcu trasa odbija w lewo i mogę przyspieszyć – dalej jadę po betonowych płytach „dziurawkach”, którymi docieram do dużej wsi Orzechowo. Gdzieś po drodze mijałem się z Bobiko – za wsią odbieram SMS z wiadomością od niego, ale ja już jestem u nasypu mostu kolejowego przez Wartę.
Spacer mostem daje draszczyk emocji – deski po których idę są stare i co niektóre spróchniałe. Po drugiej stronie stoi tablica która zabrania korzystania z mostu :-)
Teraz wjeżdzam w okolice po których najwięcej sobie dziś obiecywałem: Szwajcaria Żerkowska faktycznie krajobrazem, ukształtowaniem terenu wyróżnia się od Wlkp in plus. Niestety szybko się kończy, a ja zaczynam już odczuwać głód i zmęczenie. W Żerkowie robię sobie kolejny większy popas na rynku.
Dalej jadę dobrze oznaczonym szlakiem rowerowym, docieram do Wilkowyji gdzie zatrzymuję się na sfocenie urokliwej rzeczki.
Dalej jeszcze kilka km po często uczęszczanej drodze dojazdowej do Jarocina, który muszę przeciąć przez rynek i wyjazdówkę w kierunku na Bytom. Z ulgą opuszczam ją i już bez strachu tnę bocznymi drogami do wsi Golina (jest tam dobry sklep z rowerami, polecam) i do celu mojej podróży.
Z dojazdem na dworzec Gdańsk Główny wyszło +100km, bez dojazdu 106,39km na GPSie. Dodam jeszcze na takie długie trasy na oponach Smart Sam są trochę męczące. Na Kaszebe Rundę na pewno nie pojadę cubem.
Prognoza dot. wiatru niestety się sprawdziła – wiało z zachodu. Przez cały dzień w momencie gdy droga skręcała w SSW ten wiatr mi dokuczał. Droga jak przystało na Wlkp: płasko, pola, płasko, pola, płasko… Gdyby nie wiatr można byłoby popracować nad średnią. Szybko dojeżdżam do Czerniejewa, krótki postój na foto i zrzucenie bluzy z pleców.
Pałac Lipskich w Czerniejewie by adas172002, on Flickr
Trzeba przyznać że tablice informacyjne mają tam na wypasie. A to tylko 1 z trzech jakie tam stały.
Tablica informacyjna by adas172002, on Flickr
Przez Wrześnię docieram do Miłosławia. Przed Miłosławiem na niebie obserwuję ciemną chmurę, zatrzymuję się więc na więcej niż potrzeba na zrobienie zdjęć przez kościołem.
Dzwonnica kościoła w Miłosławiu by adas172002, on Flickr
Chmura w końcu przechodzi bokiem, a ja ruszam dalej. Nie spodziewałem się że na trasie będę mieć odcinek terenowy. Teoretycznie jest to fragment szlaku rowerowego, biegnącego prostą jak od linijki przecinką przez las. Początkowo droga jest dobra, można szybko jechać, jednak stopniowo przechodzi w kopny piach, co skutecznie mnie spowalnia. Gdybym jechał rowerem na semi-slickach pewnie nie obeszłoby się bez prowadzenia roweru. W końcu trasa odbija w lewo i mogę przyspieszyć – dalej jadę po betonowych płytach „dziurawkach”, którymi docieram do dużej wsi Orzechowo. Gdzieś po drodze mijałem się z Bobiko – za wsią odbieram SMS z wiadomością od niego, ale ja już jestem u nasypu mostu kolejowego przez Wartę.
Spacer mostem daje draszczyk emocji – deski po których idę są stare i co niektóre spróchniałe. Po drugiej stronie stoi tablica która zabrania korzystania z mostu :-)
Teraz wjeżdzam w okolice po których najwięcej sobie dziś obiecywałem: Szwajcaria Żerkowska faktycznie krajobrazem, ukształtowaniem terenu wyróżnia się od Wlkp in plus. Niestety szybko się kończy, a ja zaczynam już odczuwać głód i zmęczenie. W Żerkowie robię sobie kolejny większy popas na rynku.
Dalej jadę dobrze oznaczonym szlakiem rowerowym, docieram do Wilkowyji gdzie zatrzymuję się na sfocenie urokliwej rzeczki.
Dalej jeszcze kilka km po często uczęszczanej drodze dojazdowej do Jarocina, który muszę przeciąć przez rynek i wyjazdówkę w kierunku na Bytom. Z ulgą opuszczam ją i już bez strachu tnę bocznymi drogami do wsi Golina (jest tam dobry sklep z rowerami, polecam) i do celu mojej podróży.
Z dojazdem na dworzec Gdańsk Główny wyszło +100km, bez dojazdu 106,39km na GPSie. Dodam jeszcze na takie długie trasy na oponach Smart Sam są trochę męczące. Na Kaszebe Rundę na pewno nie pojadę cubem.
pierwszomajowa pętla
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano:01.05.2012
Km: | 182.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:37 | km/h: | 23.99 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | HRmax: | 166( 93%) | HRavg | 131( 73%) | |
Kalorie: | 9999kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Turysta zorganizował pierwszomajową wycieczkę, trasa z Gdańska przez Sobieszewo i Mikoszewo do Krynicy Morskiej, nawrotka i w stronę Tczewa przez Nowy Dwór Gdański i Nowy Staw. Powrot do Gdańska czerwonym szlakiem rowerowym. Zapis śladu nie uwzględnia dojazdu i powrotu do domu.
Rano zjechałem sobie do mostu Krowiego, gdzie miałem spotkać się z resztą, która jechała z Osowej. Oczekiwanie umiliłem sobie foceniem poranka nad Motławą.
Potem już nie miałem za dużo możliwości na używanie aparatu. Panowie mają tempo w granicach 30 km/h, jak z taką szybkością jeżdżę z wiatrem i w porywach :-) Dodatkowo rower miał małe kłopoty techniczne — nie mogłem normalnie wrzucić blatu, a w trakcie coś zdezaktywowało mi najmniejszą zębatkę w kasecie. Muszę go wymyć, nasmarować i wyregulować.
Szybkie tempo zaczęło mi przeszkadzać przy dojeździe do Kątów Rybackich, więc się zeźliłem i po prostu zatrzymałem. Droga dalej jest mocno uczęszczana przez samochody, a ponieważ nie ma pobocza i nie jest szeroka, jazda nią nie była zbyt bezpieczna. Co chwila jakieś auto albo wyprzedzało nas w niebezpiecznie małej odległości, albo zajeżdżało drogę chowając się przez nadjeżdżającymi samochodami z przeciwka.
No ale ostatecznie dotarliśmy do Krynicy Morskiej, sesja zdjęciowa przy pomniku jakiegoś rybaka, rundka na pomoście w porcie i na obiadek — zjadłem pysznego łososia z grilla.
Przy obiedzie powstał pomysł aby jechać dalej aż do granicy, ale miał za małe poparcie i postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu wycieczki. Jeszcze sprawdziliśmy jak wygląda plaża od strony morza i w drogę powrotną. W Sztutowie odbijamy w lewo, a ja mam wątpliwości czy nie pojechać prosto. Ale skręcam. Pojechałem na tą wycieczkę z myślą że pokonam siebie i ustanowią nową życiówkę. Cel udało się wypełnić, ale w ostatecznym rozrachunku nie jestem satysfakcjonowany. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Droga ze Sztutowa była miłą odmianą, mały ruch i wiatr który nie przeszkadzał. Ale niestety droga łączy się z dużo bardziej uczęszczaną trasą 502, z której musimy szybko uciekać bo jazda nią była jeszcze większą ruletką niż droga na Mierzeję. Odbijamy w lewo w urokliwej wsi Tujsk i nadkładając drogi docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Za Tujskiem wiatr przeszkadza, niestety prognoza sprawdziła się. Na tym odcinku mam kolejny kryzys i zastanawiam się czy nie pojechać do Elbląga na PKP. Ale ostatecznie jadę dalej, po uzupełnieniu zapasu płynów wraca energia, a że dodatkowo odcinek aż do samego Tczewa jest z wiatrem, jedziemy szybko i przyjemnie. Średnia na moim liczniku osiąga rekordową wartość 25,1 km/h! To budujące, bo startowałem z poziomu c. 22 km/h.
Most lisewski w Tczewie można przejechać, chociaż oficjalnie jest tam zakaz ruchu, nawet pieszego. Po zmianie kierunku jazdy na N zaczyna się walka z wiatrem, który skutecznie spowalnia nas nawet poniżej 20 km/h. Szybko też uciekają siły, mimo długiego postoju postanawiam się wycofać i zrejterować na PKP. Jadę do Pszczółek, to dla mnie koniec trasy. Żałuję że nie wykrzesałem z siebie więcej woli walki z tym wiatrem, pewnie jakoś bym dojechał. Ale z drugiej strony na pewno nie była to przyjemność, a ostatecznie dobrze spędzony czas to mój cel, nie statystyki. Po doliczeniu dojazdu i powrotu do domu i tak mam nową życiówkę.
Rano zjechałem sobie do mostu Krowiego, gdzie miałem spotkać się z resztą, która jechała z Osowej. Oczekiwanie umiliłem sobie foceniem poranka nad Motławą.
Potem już nie miałem za dużo możliwości na używanie aparatu. Panowie mają tempo w granicach 30 km/h, jak z taką szybkością jeżdżę z wiatrem i w porywach :-) Dodatkowo rower miał małe kłopoty techniczne — nie mogłem normalnie wrzucić blatu, a w trakcie coś zdezaktywowało mi najmniejszą zębatkę w kasecie. Muszę go wymyć, nasmarować i wyregulować.
Szybkie tempo zaczęło mi przeszkadzać przy dojeździe do Kątów Rybackich, więc się zeźliłem i po prostu zatrzymałem. Droga dalej jest mocno uczęszczana przez samochody, a ponieważ nie ma pobocza i nie jest szeroka, jazda nią nie była zbyt bezpieczna. Co chwila jakieś auto albo wyprzedzało nas w niebezpiecznie małej odległości, albo zajeżdżało drogę chowając się przez nadjeżdżającymi samochodami z przeciwka.
No ale ostatecznie dotarliśmy do Krynicy Morskiej, sesja zdjęciowa przy pomniku jakiegoś rybaka, rundka na pomoście w porcie i na obiadek — zjadłem pysznego łososia z grilla.
Przy obiedzie powstał pomysł aby jechać dalej aż do granicy, ale miał za małe poparcie i postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu wycieczki. Jeszcze sprawdziliśmy jak wygląda plaża od strony morza i w drogę powrotną. W Sztutowie odbijamy w lewo, a ja mam wątpliwości czy nie pojechać prosto. Ale skręcam. Pojechałem na tą wycieczkę z myślą że pokonam siebie i ustanowią nową życiówkę. Cel udało się wypełnić, ale w ostatecznym rozrachunku nie jestem satysfakcjonowany. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Droga ze Sztutowa była miłą odmianą, mały ruch i wiatr który nie przeszkadzał. Ale niestety droga łączy się z dużo bardziej uczęszczaną trasą 502, z której musimy szybko uciekać bo jazda nią była jeszcze większą ruletką niż droga na Mierzeję. Odbijamy w lewo w urokliwej wsi Tujsk i nadkładając drogi docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Za Tujskiem wiatr przeszkadza, niestety prognoza sprawdziła się. Na tym odcinku mam kolejny kryzys i zastanawiam się czy nie pojechać do Elbląga na PKP. Ale ostatecznie jadę dalej, po uzupełnieniu zapasu płynów wraca energia, a że dodatkowo odcinek aż do samego Tczewa jest z wiatrem, jedziemy szybko i przyjemnie. Średnia na moim liczniku osiąga rekordową wartość 25,1 km/h! To budujące, bo startowałem z poziomu c. 22 km/h.
Most lisewski w Tczewie można przejechać, chociaż oficjalnie jest tam zakaz ruchu, nawet pieszego. Po zmianie kierunku jazdy na N zaczyna się walka z wiatrem, który skutecznie spowalnia nas nawet poniżej 20 km/h. Szybko też uciekają siły, mimo długiego postoju postanawiam się wycofać i zrejterować na PKP. Jadę do Pszczółek, to dla mnie koniec trasy. Żałuję że nie wykrzesałem z siebie więcej woli walki z tym wiatrem, pewnie jakoś bym dojechał. Ale z drugiej strony na pewno nie była to przyjemność, a ostatecznie dobrze spędzony czas to mój cel, nie statystyki. Po doliczeniu dojazdu i powrotu do domu i tak mam nową życiówkę.