pierwszomajowa pętla
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano:01.05.2012
Km: | 182.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:37 | km/h: | 23.99 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | HRmax: | 166( 93%) | HRavg | 131( 73%) | |
Kalorie: | 9999kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Turysta zorganizował pierwszomajową wycieczkę, trasa z Gdańska przez Sobieszewo i Mikoszewo do Krynicy Morskiej, nawrotka i w stronę Tczewa przez Nowy Dwór Gdański i Nowy Staw. Powrot do Gdańska czerwonym szlakiem rowerowym. Zapis śladu nie uwzględnia dojazdu i powrotu do domu.
Rano zjechałem sobie do mostu Krowiego, gdzie miałem spotkać się z resztą, która jechała z Osowej. Oczekiwanie umiliłem sobie foceniem poranka nad Motławą.
Potem już nie miałem za dużo możliwości na używanie aparatu. Panowie mają tempo w granicach 30 km/h, jak z taką szybkością jeżdżę z wiatrem i w porywach :-) Dodatkowo rower miał małe kłopoty techniczne — nie mogłem normalnie wrzucić blatu, a w trakcie coś zdezaktywowało mi najmniejszą zębatkę w kasecie. Muszę go wymyć, nasmarować i wyregulować.
Szybkie tempo zaczęło mi przeszkadzać przy dojeździe do Kątów Rybackich, więc się zeźliłem i po prostu zatrzymałem. Droga dalej jest mocno uczęszczana przez samochody, a ponieważ nie ma pobocza i nie jest szeroka, jazda nią nie była zbyt bezpieczna. Co chwila jakieś auto albo wyprzedzało nas w niebezpiecznie małej odległości, albo zajeżdżało drogę chowając się przez nadjeżdżającymi samochodami z przeciwka.
No ale ostatecznie dotarliśmy do Krynicy Morskiej, sesja zdjęciowa przy pomniku jakiegoś rybaka, rundka na pomoście w porcie i na obiadek — zjadłem pysznego łososia z grilla.
Przy obiedzie powstał pomysł aby jechać dalej aż do granicy, ale miał za małe poparcie i postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu wycieczki. Jeszcze sprawdziliśmy jak wygląda plaża od strony morza i w drogę powrotną. W Sztutowie odbijamy w lewo, a ja mam wątpliwości czy nie pojechać prosto. Ale skręcam. Pojechałem na tą wycieczkę z myślą że pokonam siebie i ustanowią nową życiówkę. Cel udało się wypełnić, ale w ostatecznym rozrachunku nie jestem satysfakcjonowany. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Droga ze Sztutowa była miłą odmianą, mały ruch i wiatr który nie przeszkadzał. Ale niestety droga łączy się z dużo bardziej uczęszczaną trasą 502, z której musimy szybko uciekać bo jazda nią była jeszcze większą ruletką niż droga na Mierzeję. Odbijamy w lewo w urokliwej wsi Tujsk i nadkładając drogi docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Za Tujskiem wiatr przeszkadza, niestety prognoza sprawdziła się. Na tym odcinku mam kolejny kryzys i zastanawiam się czy nie pojechać do Elbląga na PKP. Ale ostatecznie jadę dalej, po uzupełnieniu zapasu płynów wraca energia, a że dodatkowo odcinek aż do samego Tczewa jest z wiatrem, jedziemy szybko i przyjemnie. Średnia na moim liczniku osiąga rekordową wartość 25,1 km/h! To budujące, bo startowałem z poziomu c. 22 km/h.
Most lisewski w Tczewie można przejechać, chociaż oficjalnie jest tam zakaz ruchu, nawet pieszego. Po zmianie kierunku jazdy na N zaczyna się walka z wiatrem, który skutecznie spowalnia nas nawet poniżej 20 km/h. Szybko też uciekają siły, mimo długiego postoju postanawiam się wycofać i zrejterować na PKP. Jadę do Pszczółek, to dla mnie koniec trasy. Żałuję że nie wykrzesałem z siebie więcej woli walki z tym wiatrem, pewnie jakoś bym dojechał. Ale z drugiej strony na pewno nie była to przyjemność, a ostatecznie dobrze spędzony czas to mój cel, nie statystyki. Po doliczeniu dojazdu i powrotu do domu i tak mam nową życiówkę.
Rano zjechałem sobie do mostu Krowiego, gdzie miałem spotkać się z resztą, która jechała z Osowej. Oczekiwanie umiliłem sobie foceniem poranka nad Motławą.
Potem już nie miałem za dużo możliwości na używanie aparatu. Panowie mają tempo w granicach 30 km/h, jak z taką szybkością jeżdżę z wiatrem i w porywach :-) Dodatkowo rower miał małe kłopoty techniczne — nie mogłem normalnie wrzucić blatu, a w trakcie coś zdezaktywowało mi najmniejszą zębatkę w kasecie. Muszę go wymyć, nasmarować i wyregulować.
Szybkie tempo zaczęło mi przeszkadzać przy dojeździe do Kątów Rybackich, więc się zeźliłem i po prostu zatrzymałem. Droga dalej jest mocno uczęszczana przez samochody, a ponieważ nie ma pobocza i nie jest szeroka, jazda nią nie była zbyt bezpieczna. Co chwila jakieś auto albo wyprzedzało nas w niebezpiecznie małej odległości, albo zajeżdżało drogę chowając się przez nadjeżdżającymi samochodami z przeciwka.
No ale ostatecznie dotarliśmy do Krynicy Morskiej, sesja zdjęciowa przy pomniku jakiegoś rybaka, rundka na pomoście w porcie i na obiadek — zjadłem pysznego łososia z grilla.
Przy obiedzie powstał pomysł aby jechać dalej aż do granicy, ale miał za małe poparcie i postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu wycieczki. Jeszcze sprawdziliśmy jak wygląda plaża od strony morza i w drogę powrotną. W Sztutowie odbijamy w lewo, a ja mam wątpliwości czy nie pojechać prosto. Ale skręcam. Pojechałem na tą wycieczkę z myślą że pokonam siebie i ustanowią nową życiówkę. Cel udało się wypełnić, ale w ostatecznym rozrachunku nie jestem satysfakcjonowany. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Droga ze Sztutowa była miłą odmianą, mały ruch i wiatr który nie przeszkadzał. Ale niestety droga łączy się z dużo bardziej uczęszczaną trasą 502, z której musimy szybko uciekać bo jazda nią była jeszcze większą ruletką niż droga na Mierzeję. Odbijamy w lewo w urokliwej wsi Tujsk i nadkładając drogi docieramy do Nowego Dworu Gdańskiego. Za Tujskiem wiatr przeszkadza, niestety prognoza sprawdziła się. Na tym odcinku mam kolejny kryzys i zastanawiam się czy nie pojechać do Elbląga na PKP. Ale ostatecznie jadę dalej, po uzupełnieniu zapasu płynów wraca energia, a że dodatkowo odcinek aż do samego Tczewa jest z wiatrem, jedziemy szybko i przyjemnie. Średnia na moim liczniku osiąga rekordową wartość 25,1 km/h! To budujące, bo startowałem z poziomu c. 22 km/h.
Most lisewski w Tczewie można przejechać, chociaż oficjalnie jest tam zakaz ruchu, nawet pieszego. Po zmianie kierunku jazdy na N zaczyna się walka z wiatrem, który skutecznie spowalnia nas nawet poniżej 20 km/h. Szybko też uciekają siły, mimo długiego postoju postanawiam się wycofać i zrejterować na PKP. Jadę do Pszczółek, to dla mnie koniec trasy. Żałuję że nie wykrzesałem z siebie więcej woli walki z tym wiatrem, pewnie jakoś bym dojechał. Ale z drugiej strony na pewno nie była to przyjemność, a ostatecznie dobrze spędzony czas to mój cel, nie statystyki. Po doliczeniu dojazdu i powrotu do domu i tak mam nową życiówkę.
komentarze
Adam - gratulacje! Na rowerze nie jest ważne ile się przejedzie tylko jak spędzi czas :-) Żałuję, że nie mogłem z Wami jechać...
Magic - 22:10 środa, 2 maja 2012 | linkuj
gratulacje, to była kolejna rowerowa depresja :)Musisz Cubem się wybrać droga będzie przyjemniejsza
aniathema - 15:57 środa, 2 maja 2012 | linkuj
Gratuluję życiówki. Następnym razem będzie jeszcze lepiej .... tylko zabierz sprawny rower ;-P
marchos - 22:19 wtorek, 1 maja 2012 | linkuj
Komentuj