urlop — dzień trzeci
Poniedziałek, 30 maja 2011 | dodano:30.05.2011
Km: | 109.08 | Km teren: | 94.00 | Czas: | 07:06 | km/h: | 15.36 |
Pr. maks.: | 38.16 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | 170( 94%) | HRavg | 136( 75%) |
Kalorie: | 8966kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Pogoda w poniedziałek nie mogła się początkowo zdecydować – czy będzie powtórką z niedzieli, czy jednak lepiej. ICM dla Łeby zapowiadało realną (nie odczuwalną) temperaturę zaledwie 15°C, w Gdańsku - ponad 25°C. Spora różnica jak na miejsca oddalone o jakieś 100 km!
Rano więc zabrałem długie spodnie i dwie warstwy na górę. Wyjazd przed 9. Już po 30 minutach jazdy temperatura zaczęła zauważalnie rosnąć, zrzuciłem więc bluzę z długimi rękawami i dalej jechałem w koszulce z krótkimi. Przez resztę dnia żałowałem że nie mam krótkich spodenek, bo temperatura podniosła się do przyjemnych 18°C, a na leśnych polankach i łączkach było na pewno jeszcze cieplej.
Trasa w pierwszej części była powtórką z niedzieli, za Białogórą trochę zboczyłem z czerwonego szlaku, ale po kilku km znowu na niego wskoczyłem i dalej już trzymałem się go prawie przez cały czas. Niestety, ze wstydem muszę się przyznać że uwsteczniłem się w obsłudze garmina i nie włączyłem zapisu śladu – nie będzie więc mapki. Czerwony szlak nie wszędzie jest przyjemny do jazdy rowerem - za dużo piaskownic. Niektóre miejsca są dość ciężkie, trzeba mocno trzymać się kiery — ja dwa razy prawie sciągnąłem gripy z kiery :-) Najbardziej podobał mi się świetnie utwardzony odcinek za jeziorem Kopalińskim. Jazda tym odcinkiem to była czysta ekstaza. A po kilku km wprawdzie utwardzona droga ustąpiła miejsca zwykłej gruntowej, ale poprowadzonej przy samej krawędzi brzegu z lasem. Widok morza i szerokich plaż był wspaniały.
Za Stilo zacząłem się rozglądać za sklepem - zapas wody mi się skończył. Znalazłem sklep w Sarbsku i zrobiłem sobie popas. Gdy wcinałem loda przed sklepem zagadał do mnie pan, okazało się że jego brat w swoich młodszych latach jeździł amatorsko na rowerze i to z sukcesami. Jego rekord dobowy to ponad 400km - dystans do Warszawy. Jest się więc czym pochwalić.
Wzmocniony, po ciężkiej jeździe odcinkiem szlaku czerwonego (dużo piachu) w końcu dotarłem do Łeby i po krótkich poszukiwaniach odnalazłem cel mojej wycieczki: Park Jurajski. Mój syn był tam na wycieczce szkolnej i zostawił swój plecak, który musiałem odebrać.
W drodze powrotnej postanowiłem trochę przyspieszyć i ominąć co gorsze odcinki szlaku. Dlatego z Łeby pojechałem asfaltem w stronę mojego popasu w Sarbsku. Po 70 km trasy zacząłem odczuwać ciężar, musiałem częściej się zatrzymywać i dać odetchnąć plecom i rękom.
W sumie przejechałem dużo więcej niż początkowo planowałem, ale nie żałuję.
Rano więc zabrałem długie spodnie i dwie warstwy na górę. Wyjazd przed 9. Już po 30 minutach jazdy temperatura zaczęła zauważalnie rosnąć, zrzuciłem więc bluzę z długimi rękawami i dalej jechałem w koszulce z krótkimi. Przez resztę dnia żałowałem że nie mam krótkich spodenek, bo temperatura podniosła się do przyjemnych 18°C, a na leśnych polankach i łączkach było na pewno jeszcze cieplej.
Trasa w pierwszej części była powtórką z niedzieli, za Białogórą trochę zboczyłem z czerwonego szlaku, ale po kilku km znowu na niego wskoczyłem i dalej już trzymałem się go prawie przez cały czas. Niestety, ze wstydem muszę się przyznać że uwsteczniłem się w obsłudze garmina i nie włączyłem zapisu śladu – nie będzie więc mapki. Czerwony szlak nie wszędzie jest przyjemny do jazdy rowerem - za dużo piaskownic. Niektóre miejsca są dość ciężkie, trzeba mocno trzymać się kiery — ja dwa razy prawie sciągnąłem gripy z kiery :-) Najbardziej podobał mi się świetnie utwardzony odcinek za jeziorem Kopalińskim. Jazda tym odcinkiem to była czysta ekstaza. A po kilku km wprawdzie utwardzona droga ustąpiła miejsca zwykłej gruntowej, ale poprowadzonej przy samej krawędzi brzegu z lasem. Widok morza i szerokich plaż był wspaniały.
Za Stilo zacząłem się rozglądać za sklepem - zapas wody mi się skończył. Znalazłem sklep w Sarbsku i zrobiłem sobie popas. Gdy wcinałem loda przed sklepem zagadał do mnie pan, okazało się że jego brat w swoich młodszych latach jeździł amatorsko na rowerze i to z sukcesami. Jego rekord dobowy to ponad 400km - dystans do Warszawy. Jest się więc czym pochwalić.
Wzmocniony, po ciężkiej jeździe odcinkiem szlaku czerwonego (dużo piachu) w końcu dotarłem do Łeby i po krótkich poszukiwaniach odnalazłem cel mojej wycieczki: Park Jurajski. Mój syn był tam na wycieczce szkolnej i zostawił swój plecak, który musiałem odebrać.
W drodze powrotnej postanowiłem trochę przyspieszyć i ominąć co gorsze odcinki szlaku. Dlatego z Łeby pojechałem asfaltem w stronę mojego popasu w Sarbsku. Po 70 km trasy zacząłem odczuwać ciężar, musiałem częściej się zatrzymywać i dać odetchnąć plecom i rękom.
W sumie przejechałem dużo więcej niż początkowo planowałem, ale nie żałuję.